Komentarze: 11
Oooo ludziska luudziska ! dopiero co podniosłem zadek – jest niedziela...11.20 dobrze mi się kimało J.. no i myślę sobie , że chyba nastukam coś na bloga. W radiu jakaś pinda śpiewa ,że kogoś znajdzie. :P Od ziewania szczęka mnie boli. Tak w ogóle to nic się nie działo poza tym ,że ... J.. w czwartek poszedłem sobie na uczelnie...na 7.30 (oj wtedy to dopiero ziewałem :P) i wracałem o 20.20...do Beaty bo tak byłem umówiony . no to stoję na przystanku 20 minut bo spieprzył mi ti-ti-bum-bum(tramwaj).piździ niesamowicie, zimno , głodno.i...sami wiecie jak to jest...ok. swoje wymarzłem, przyjechał -wsiadłem. Dojechałem do Beaty , no zwyczajnie zachodzę –pukam... myślę sobie ..ciekawe co mi do amciania zrobiła( tak byliśmy umówieni). Byłem już głodny i zmęczony jak cholera! ...a tu otwiera drzwi jej mama i mówi ,że Beaty nie ma- będzie za tydzień....no to ja za telefon i dzwonie.. okazało się ,że tygodnie mi się pomyliły...no to do widzenia, przepraszam ,że przeszkadzam...pa pa L idę z powrotem na tramwaj...trochę „zdenerwowany”. Okazuję się ,że będzie za 30 minut... AAAAAGGGHHH!!!! Kur****, Ja PIE****, po kiego c**** przyjeżdżałem... no to na piechotkę...2.5 km -wiem to nie długi dystans, ale dla mnie był jak maraton...przewrócę się ze zmęczenia ..czy nie...bo tak jakby te jedno jabłko które rano zjadłem chyba zostało już strawione i energetycznie wykorzystane...jechałem na oparach. Wreszcie dotarłem do ciepłego domciu...z wypchaną lodówką...otwieram drzwi....i słuszę: Bartek! Jak tak wcześnie wróciłeś to nie rozbieraj się tylko skocz do sklepu i wyjdz z psem na boisko...pobiegać!!
Cóż za milutki dzień :)))
No ale miałem jeszcze jedną przygodę następnego dnia...otóż wracam sobie do domciu z uczelni i mam jakieś 300-400 metrów do celu i...podjeżdża czarny pegout 206 cc (kurewsko drogie i fajne , sportowe autko)... szybka się otwiera ...myślę(zdarza mi się) sobie znowu ktoś legionów szuka... podchodzę, zaglądam a tu jakiś młody Armeńczyk siedzi daje mi kartkę z adresem legionów 3..i szprecha coś do mnie po niemiecku. Nie trudno było skumać czego szuka ale, nie wiedzieć czemu ja do niego ich „fersztein” nicht (tzn: nie rozumiem) ale zrobił minę...ha ha!! no to on mi znowu kartkę i palcem pokazuje. To ja się go pytam czy rozmawia po angielsku...mówi ,że słabo... o to tłumaczę mu ,że osiedle jest rozwalone na trzy sektory ...trochę od siebie odsunięte...i by sprawdził każdy po kolei...tłumaczę mu jak jechać...no udało mi się wykrztusić z siebie trochę i wcale tak źle nie było..2 sekundy po tym jak skończyłem się produkować -koleś mówi do mnie – i don’t understand you... teraz to on miał się z czego śmiaćJJJ . trochę głupia sytuacja ..bo nie zostawię kolesia. Wytłumaczyć lepiej nie potrafię... pytam się go czy mogę mu pokazać... zaaprobował z uśmiechem. No to krążymy to tu to tam. A numeru budynku nie ma...zadzwonił gdzieś...dał mi telefon...ktoś coś mówił do mnie po armeńsku...ni cholery nie rozumiałem...w końcu oddałem mu telefon ,on coś powiedział i dostałem telefon z powrotem...teraz po polsku...no miałem się czym wykazać ..he he :P co się okazało legionów to lipa! On ma znaleźć hetmańską...no teraz to jestem w kropce...bo do domu mam 3 minuty a z hetmańskiej jakieś 33minuty...ale myślę co tam niech sobie nie pomyśli ,że polaczki to mało pomocny naród ..dobra pokażę ci gdzie to jest.. po drodze gadaliśmy ciekawą zlepką...niemiecko-angielską .okazało się ,że jest z Schtuttgardu czy jakoś tak...i przez Polskę jedzie od 2 dni. Wszyscy mówią mu ..prosto, prosto.. fajny koleś. Dojechaliśmy na miejsce. Pyta się mnie czym wrócę do domu...no to ja mu ,że autobusem .chciał mi zamówić i opłacić taksówkę ale nie zgodziłem się...powiedziałem mu że miło mi było go poznać ,pomóc mu i, że to była fajna przejażdżka...że autobus będę miał lada chwila i nie ma żadnego problemu. Uścisk dłoni i pa pa! ..wiecie co? ja to mam szczęście do takich sytuacji...kiedyś spotkałem Anglika, który szukał pochylni(takie coś gdzie statki jadą na szynach z zbiornika do zbiornika...i jeszcze kiedyś spotkałem Niemca ,który nie umiał obsłużyć budki telefonicznej na kartę...najgorsze w takich sytuacjach jest to ,że zawsze zapominasz słów...i dukasz jak jełop.
Ni wim ..może z informatyka przekfalifikuje się na informatora...w sumie też na „I”
Ooooo kurde !!! ile ja już napisałem! Dobra kończe bo zaśnecie! Na razie!
Ps...nie tylko na jedną notkę :P